Rano obudził mnie dźwięk budzika.
-Co to jest?!- Wrzasnął Tony
-Śpij to tylko budzik.- Uspokoiłam małego i założyłam na siebie spodnie leżące obok wersalki.
-Masz telefon.- Oczy mu się zaświeciły na widok mojego średniowiecznego telefonu. Najtańszy model jaki udało mi się znaleźć.
-Jak będziesz grzeczny to będę ci dawała się nim pobawić. Powiedz mi. Jesteś zapisany do jakiegoś przedszkola? Szkoły? Nie wiem gdzie tam powinieneś chodzić.
-Jutro 1 września. Jestem zapisany to szkoły ale nie będę tam chodził.- Wzruszył ramionami.
-Oj będziesz. Jeżeli chcesz z nami zostać to będziesz grzecznie chodził do szkoły.
-Ale po co? I tak więcej nauczę się na ulicy od innych.
-I tu masz racje ale jak ktoś odnotuje, że nie chodzisz do szkoły to zabiorą cię do domu dziecka, a tam będziesz miał tysiąc razy gorzej niż u nas.
-Nie mam książek.- Mały uczepił się ostatniej deski ratunkowej
-Na razie będziesz używał z jakimś dzieciakiem ze szkoły. Zobaczę co da się zrobić. W szkole masz być grzeczny i nie podpaść nauczycielom. Musisz zachowywać się tak, żeby nie chcieli wzywać twoich rodziców bo inaczej będzie po tobie. Jasne?
-Tak. Oliwia?
-O co chodzi?- Zaczęłam sznurować buty.
-Jestem głodny.- Wyciągnęłam z kieszeni zielonego polara bułkę zawiniętą w siatkę i oderwałam małemu połowę.
-Kolejna połowa jak wrócę. Nie mogę ci dać za dużo bo nie będziesz miał później co jeść. Musimy się spiąć w sobie.- Schowałam bułki i dokończyłam wiązanie buta. Wzięłam do ręki piętnastoletni grzebień, który dostałam kiedyś od jakiejś sąsiadki i rozczesałam sięgające do pasa, czarne włosy. Chwyciłam telefon ze słuchawkami i otworzyłam drzwi od mieszkania.- A i bym zapomniała.- Spojrzałam na Tony'ego i przeniosłam wzrok na śpiącego Mike'a- Nie męcz mojego brata. I tak ledwo się zgodził żebyśmy Cię przygarnęli. Najlepiej nie plącz mu się między nogami.- Zamknęłam za sobą drzwi. Włączyłam Pietnastak i ruszyłam na przystanek. Nie wiem dokładnie o czym on śpiewa bo nie kumam tego języka ale piosenka jest bardzo odprężająca. Wsiadłam w autobus i po dwóch godzinach byłam w kawiarni. Dziś jestem tylko ja i Kate. Przebrałam się w strój roboczy i podeszłam do Matta.
-Hej Matt możesz chwilkę?
-Jasne ale szybko bo muszę nadzorować dostawę.
-Chciałam się zapytać o jakieś nadgodziny, drugą zmianę czy coś takiego.
-Hmm wiesz akurat nie jest mi nic potrzebne.- Spuściłam rozczarowana głowę.- Ale mój kolega pracuje niedaleko. Szukają kogoś kto by czasem przyniósł kawę czy coś. Jak twoja zmiana się skończy to pójdziemy do niego razem.
-Na prawdę dzięki. Nawet nie wiesz jak mi pomagasz.
-Nie ma sprawy. Takiej pracownicy to ze świecą szukać. Nie spóźniasz się, nie bierzesz urlopów. Nawet chorobowego. A mogę wiedzieć czemu potrzebna Ci dodatkowa praca?
-Powiedzmy, że mam dodatkową głowę do wykarmienia.
-Załóżmy, że rozumiem. Ja wezmę Kate na zaplecze żeby mi pomogła z dostawą, a ty stań na kasie.
-Się robi.- Uśmiechnęłam się i zmieniłam czerwonowłosą. Do środka weszła ta sama para co wczoraj. Usiedli w tym samym stoliku. Tym razem bardziej się im przyjrzałam. Chłopak w porównaniu do mojego brata był strasznie niski. Szatyn. W miarę dobrze zbudowany. Ubrany w spodnie o kolorze zgniłej zieleni w dużą ilością kieszeni i granatowy T-Shirt. Dziewczyna w brązowych oczach. Ma takie same soczewki jak ja dzisiaj (krwisto czerwone). Ubrana w czarne, luźne spodnie i białą kamizelkę. Pod spodem ma chyba czarny podkoszulek. Nie jestem pewna. Podeszłam do nich z notesem. Tak na pewno ma czarny podkoszulek.
-Co podać?
-To co wczoraj jeżeli pamiętasz.- Uśmiechnął się chłopak.
-Jasne.- Nie wiem czemu ale odwzajemniłam uśmiech. Zaniosłam im kawe i usiadłam za ladą. Znowu cała zmiana minęła mi w męczarniach próbując zagłuszyć głosy.
-Oliwia. Zaraz zmieni Cię Kate.- Matt wyrwał mnie z zamyślenia.- Zjemy lunch i idziemy.- Usiadł obok i wyciągnął kanapki podając mi jedną.
-Nie dzięki. Nie jestem głodna.
-Czy ty kiedykolwiek coś jesz? Pracujesz tu od dwóch lat i nigdy nie widziałam żebyś coś jadła.
-Ależ skąd. Ja bardzo dużo jem. Wręcz się obżeram.- Powiedziałam, a on złapał mnie za rękę na co się skrzywiłam. Na szczęście tego nie zauważył.
-Serio? Masz rękę grubości zapałki. Widać ci wszystkie kości. W tych twoich ciuchach nikt tego nie zauważy ale w stroju firmowy mocno rzuca to się w oczy.
-Matt spokojnie. Wiem co robię.- Spojrzał na mnie z miną mówiącą "no nie sądzę" i dojadł kanapkę. W między czasie się przebrałam. Wyszliśmy z kawiarni i weszliśmy do ogromnego wieżowca dwie ulice dalej. Wjechaliśmy na ostatnie piętro, a Matt zatrzymał się przed pierwszymi drzwiami. Zapukał po czym weszliśmy do środka.
-Hej stary.- Przywitał się z jakimś starym gościem w garniturze. Oczy miał żywo niebieskie, a włosy czarne z przejawami śiwizny tu i ówdzie.- To jest Oliwia, o której ci opowiadałem.
-A tak. Witaj. Jestem John. Kierownik tego studia.
-Dzień dobry.- Uścisnęłam jego dłoń.- Matt mi powiedział, że u Pana znajdę prace.
-Ależ oczywiście. Słyszałem, że nie bardzo pasuje Ci noszenie firmowych ubrań. U mnie możesz pracować w tym co masz. Godziny pracy sama sobie wybierasz. Pięćdziesiąt dolarów za godzinę.- Jak to usłyszałam aż mnie zatkało. To starczy na wszystkie rachunki, jedzenie dla Tony'ego i może nawet kilka książek do szkoły!
-A co miałabym robić?
-Dostarczać moim podopiecznym napoje. Czasem jakieś jedzenie lub rzeczy z domu jak cos zapomną. Ogółem chodzi o dotrzymywanie towarzystwa i pomaganie im.
-Taka dziewczyna na posyłki.- Dokończyłam.- Nie brzmi tak źle. Od kiedy mogę zacząć?
-Nawet od zaraz..- Uśmiechnął się, a dookoła jego oczy pojawiły się starcze zmarszczki.- Matt tobie już podziękujemy.- Powiedział do mojego szefa, a on z uśmiechem opuścił biuro.- Chodź. Zaprowadzę Cię do chłopaków.
-To to są chłopacy?- Zapytałam.
-Tak. Nie wiem czy ich polubisz. Są dość specyficzni.- Skrzywił się John. Podeszliśmy do ostatnich drzwi na korytarzu i weszliśmy. W sali od razu zrobiło się cicho.- Chłopaki to jest Oliwia. Od dziś z wami pracuje.- Powiedział do czwórki dość dziwnych chłopaków.
-Cofam zakład.- Powiedzieli wszyscy na raz. Przyjrzałam się każdemu z nich. Blondyn tylko głowę niższy od mojego brata. Brunet kilka centymetrów niższy. Latynos mojego wzrostu. Szatyn...
-Ej to ty byłeś dziś i wczoraj w kawiarni.- Powiedziałam do niego.
-Co? A to ty. Rany w tych ciuchach Cię nie poznałem.
-Przyzwyczaj się.- Powiedziałam. Zapowiada się ciekawa robota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz