Rano obudził mnie dźwięk budzika.
-Co to jest?!- Wrzasnął Tony
-Śpij to tylko budzik.- Uspokoiłam małego i założyłam na siebie spodnie leżące obok wersalki.
-Masz telefon.- Oczy mu się zaświeciły na widok mojego średniowiecznego telefonu. Najtańszy model jaki udało mi się znaleźć.
-Jak będziesz grzeczny to będę ci dawała się nim pobawić. Powiedz mi. Jesteś zapisany do jakiegoś przedszkola? Szkoły? Nie wiem gdzie tam powinieneś chodzić.
-Jutro 1 września. Jestem zapisany to szkoły ale nie będę tam chodził.- Wzruszył ramionami.
-Oj będziesz. Jeżeli chcesz z nami zostać to będziesz grzecznie chodził do szkoły.
-Ale po co? I tak więcej nauczę się na ulicy od innych.
-I tu masz racje ale jak ktoś odnotuje, że nie chodzisz do szkoły to zabiorą cię do domu dziecka, a tam będziesz miał tysiąc razy gorzej niż u nas.
-Nie mam książek.- Mały uczepił się ostatniej deski ratunkowej
-Na razie będziesz używał z jakimś dzieciakiem ze szkoły. Zobaczę co da się zrobić. W szkole masz być grzeczny i nie podpaść nauczycielom. Musisz zachowywać się tak, żeby nie chcieli wzywać twoich rodziców bo inaczej będzie po tobie. Jasne?
-Tak. Oliwia?
-O co chodzi?- Zaczęłam sznurować buty.
-Jestem głodny.- Wyciągnęłam z kieszeni zielonego polara bułkę zawiniętą w siatkę i oderwałam małemu połowę.
-Kolejna połowa jak wrócę. Nie mogę ci dać za dużo bo nie będziesz miał później co jeść. Musimy się spiąć w sobie.- Schowałam bułki i dokończyłam wiązanie buta. Wzięłam do ręki piętnastoletni grzebień, który dostałam kiedyś od jakiejś sąsiadki i rozczesałam sięgające do pasa, czarne włosy. Chwyciłam telefon ze słuchawkami i otworzyłam drzwi od mieszkania.- A i bym zapomniała.- Spojrzałam na Tony'ego i przeniosłam wzrok na śpiącego Mike'a- Nie męcz mojego brata. I tak ledwo się zgodził żebyśmy Cię przygarnęli. Najlepiej nie plącz mu się między nogami.- Zamknęłam za sobą drzwi. Włączyłam Pietnastak i ruszyłam na przystanek. Nie wiem dokładnie o czym on śpiewa bo nie kumam tego języka ale piosenka jest bardzo odprężająca. Wsiadłam w autobus i po dwóch godzinach byłam w kawiarni. Dziś jestem tylko ja i Kate. Przebrałam się w strój roboczy i podeszłam do Matta.
-Hej Matt możesz chwilkę?
-Jasne ale szybko bo muszę nadzorować dostawę.
-Chciałam się zapytać o jakieś nadgodziny, drugą zmianę czy coś takiego.
-Hmm wiesz akurat nie jest mi nic potrzebne.- Spuściłam rozczarowana głowę.- Ale mój kolega pracuje niedaleko. Szukają kogoś kto by czasem przyniósł kawę czy coś. Jak twoja zmiana się skończy to pójdziemy do niego razem.
-Na prawdę dzięki. Nawet nie wiesz jak mi pomagasz.
-Nie ma sprawy. Takiej pracownicy to ze świecą szukać. Nie spóźniasz się, nie bierzesz urlopów. Nawet chorobowego. A mogę wiedzieć czemu potrzebna Ci dodatkowa praca?
-Powiedzmy, że mam dodatkową głowę do wykarmienia.
-Załóżmy, że rozumiem. Ja wezmę Kate na zaplecze żeby mi pomogła z dostawą, a ty stań na kasie.
-Się robi.- Uśmiechnęłam się i zmieniłam czerwonowłosą. Do środka weszła ta sama para co wczoraj. Usiedli w tym samym stoliku. Tym razem bardziej się im przyjrzałam. Chłopak w porównaniu do mojego brata był strasznie niski. Szatyn. W miarę dobrze zbudowany. Ubrany w spodnie o kolorze zgniłej zieleni w dużą ilością kieszeni i granatowy T-Shirt. Dziewczyna w brązowych oczach. Ma takie same soczewki jak ja dzisiaj (krwisto czerwone). Ubrana w czarne, luźne spodnie i białą kamizelkę. Pod spodem ma chyba czarny podkoszulek. Nie jestem pewna. Podeszłam do nich z notesem. Tak na pewno ma czarny podkoszulek.
-Co podać?
-To co wczoraj jeżeli pamiętasz.- Uśmiechnął się chłopak.
-Jasne.- Nie wiem czemu ale odwzajemniłam uśmiech. Zaniosłam im kawe i usiadłam za ladą. Znowu cała zmiana minęła mi w męczarniach próbując zagłuszyć głosy.
-Oliwia. Zaraz zmieni Cię Kate.- Matt wyrwał mnie z zamyślenia.- Zjemy lunch i idziemy.- Usiadł obok i wyciągnął kanapki podając mi jedną.
-Nie dzięki. Nie jestem głodna.
-Czy ty kiedykolwiek coś jesz? Pracujesz tu od dwóch lat i nigdy nie widziałam żebyś coś jadła.
-Ależ skąd. Ja bardzo dużo jem. Wręcz się obżeram.- Powiedziałam, a on złapał mnie za rękę na co się skrzywiłam. Na szczęście tego nie zauważył.
-Serio? Masz rękę grubości zapałki. Widać ci wszystkie kości. W tych twoich ciuchach nikt tego nie zauważy ale w stroju firmowy mocno rzuca to się w oczy.
-Matt spokojnie. Wiem co robię.- Spojrzał na mnie z miną mówiącą "no nie sądzę" i dojadł kanapkę. W między czasie się przebrałam. Wyszliśmy z kawiarni i weszliśmy do ogromnego wieżowca dwie ulice dalej. Wjechaliśmy na ostatnie piętro, a Matt zatrzymał się przed pierwszymi drzwiami. Zapukał po czym weszliśmy do środka.
-Hej stary.- Przywitał się z jakimś starym gościem w garniturze. Oczy miał żywo niebieskie, a włosy czarne z przejawami śiwizny tu i ówdzie.- To jest Oliwia, o której ci opowiadałem.
-A tak. Witaj. Jestem John. Kierownik tego studia.
-Dzień dobry.- Uścisnęłam jego dłoń.- Matt mi powiedział, że u Pana znajdę prace.
-Ależ oczywiście. Słyszałem, że nie bardzo pasuje Ci noszenie firmowych ubrań. U mnie możesz pracować w tym co masz. Godziny pracy sama sobie wybierasz. Pięćdziesiąt dolarów za godzinę.- Jak to usłyszałam aż mnie zatkało. To starczy na wszystkie rachunki, jedzenie dla Tony'ego i może nawet kilka książek do szkoły!
-A co miałabym robić?
-Dostarczać moim podopiecznym napoje. Czasem jakieś jedzenie lub rzeczy z domu jak cos zapomną. Ogółem chodzi o dotrzymywanie towarzystwa i pomaganie im.
-Taka dziewczyna na posyłki.- Dokończyłam.- Nie brzmi tak źle. Od kiedy mogę zacząć?
-Nawet od zaraz..- Uśmiechnął się, a dookoła jego oczy pojawiły się starcze zmarszczki.- Matt tobie już podziękujemy.- Powiedział do mojego szefa, a on z uśmiechem opuścił biuro.- Chodź. Zaprowadzę Cię do chłopaków.
-To to są chłopacy?- Zapytałam.
-Tak. Nie wiem czy ich polubisz. Są dość specyficzni.- Skrzywił się John. Podeszliśmy do ostatnich drzwi na korytarzu i weszliśmy. W sali od razu zrobiło się cicho.- Chłopaki to jest Oliwia. Od dziś z wami pracuje.- Powiedział do czwórki dość dziwnych chłopaków.
-Cofam zakład.- Powiedzieli wszyscy na raz. Przyjrzałam się każdemu z nich. Blondyn tylko głowę niższy od mojego brata. Brunet kilka centymetrów niższy. Latynos mojego wzrostu. Szatyn...
-Ej to ty byłeś dziś i wczoraj w kawiarni.- Powiedziałam do niego.
-Co? A to ty. Rany w tych ciuchach Cię nie poznałem.
-Przyzwyczaj się.- Powiedziałam. Zapowiada się ciekawa robota.
Trochę inaczej niż zawsze
wtorek, 22 kwietnia 2014
sobota, 19 kwietnia 2014
Bohaterowie
Olivia Scheridan
Wiek: 21
Data urodzenia: 31.12.1993 23:59
Włosy: Czarne, do pasa
Oczy: Duże. Kolor nie znany. Częsta zmiana soczewek barwiących
Wygląd ogólny: Biała skóra, anorektyczny wygląd
Charakter: Nie znany
Tajemnice: Wiele
James Maslow
Wiek: 23
Data urodzenia: 16.07.1990
Włosy: Ciemne, krótkie
Oczy: Średniej wielkości. Piwne
Wygląd ogólny: Uważany za przystojnego. Bardzo umięśniony.
Charakter: Nie znany
Tajemnice: Brak.
Carlos Pena
Wiek: 24
Data urodzenia: 15.08.1989
Włosy: Bardzo krótkie. Czarne
Oczy: Brązowe
Wygląd ogólny: Latynos. Wysportowany.
Charakter: W towarzystwie zabawny
Tajemnice: Brak
Logan Henderson
Wiek: 24
Data urodzenia: 14.09.1989
Włosy: Krótkie. Czarne.
Oczy: Brązowe
Wygląd ogólny: Dołki w policzkach. Umięśniony.
Charakter: Cichy
Tajemnice: Brak
Kendall Schmidt
Wiek: 23
Data urodzenia: 2.11.1990
Włosy. Krótkie. Ciemny blond
Oczy: Zielono-miodowe
Wygląd ogólny: Wysportowany
Charakter: Głośny
Tajemnice: Brak
Tony Green
Wiek: 6
Data urodzenia: 15.02.2008
Włosy: Krótkie. Ciemne.
Oczy:Brązowe
Wygląd ogólny: Wiecznie ubrudzony
Charakter: Specyficzny
Tajemnice: Zależy w stosunku do kogo.
Mike Scheridan
Wiek: 27
Data urodzenia:26.08.1987 23:59
Włosy: Bardzo krótkie. Ciemny blond
Oczy: Szare
Wygląd ogólny: Szczupły. Silny.
Charakter: Specyficzny. Męczący. Troskliwy dla siostry.
Tajemnice: Nie przed Oliwią
Elizabeth Roth
Wiek: 21
Data urodzenia: 7.12.1993
Włosy: Naturalny kolor nie znany. Farba koloru platyny
Oczy: Brązowe
Wygląd ogólny: Szczupła. Skąpe ubranie. Samoopalacz.
Charakter: Wredna. Opryskliwa.
Tajemnice: Brak
Kate Prior
Wiek: 20
Data urodzenia: 15.01.1994
Włosy. Naturalny kolor nie znany. Farba koloru czerwonego.
Oczy: Szare
Wygląd ogólny: Okrągła twarz. W miarę szczupła. Ładna. Przyzwoite ubranie.
Charakter: Troskliwa
Tajemnice: Zależy w stosunku do kogo
Prolog
Rano obudził mnie wnerwiający dźwięk budzika. Znowu poniedziałek. Trzeba ruszyć się do pracy. Nienawidzę roboty w kawiarni. Wstałam, wzięłam prysznic i związałam włosy w koka. Zgarnęłam telefon ze słuchawkami i odcinając się od świata zasłoną głośnej muzyki wyszłam z mieszkania, a następnie z bloku. Doszłam na przystanek gdzie kręcili się ci sami ludzie co zawsze. Że niby Los Angeles to bogate miasto? Ten kto to wymyślił nie był w mojej dzielnicy. Odpadające tynki, zagrzybiałe mieszkania, gwałciciele, złodzieje, narkomanii, nieletnie matki. O to i wspaniałe Los Angeles. Nawet takie miasto ma swoje Slumsy. Mimo wszystko kocham to miejsce. Ludzie zawsze podchodzą żeby zagadać. Mieszkam tu od zawsze i znam każdego. Wyjęłam słuchawki z uszu widząc podchodzącą do mnie starszą kobietę.
-Dzień dobry panienko.- Powiedziała do mnie odrobine starsza kobieta z zezem.- Życzę Ci miłego dnia.
-Nawzajem Pani Violet. Po racy przyjdę do pani pomóc w domu jak zawsze.- Skinęłam głową.
-Dziękuję. Wiesz ile twoja pomoc dla mnie znaczy.
-Tak oczywiście.
-No cóż. Jeszcze raz miłego dnia. Do zobaczenia Oliwio.
-Do zobaczenia.- Włożyłam ponownie słuchawki i wsiadłam w autobus mający dowieść mnie do centrum LA. Dwie godziny na niewygodnym siedzeniu z młodą narkomanką opiekującą się półrocznym dzieckiem na głodzie obok nie były zbyt miłe ale przyzwyczaiłam się do takich rzeczy. Wysiadłam z autobusu i skierowałam się do kawiarni w samym centrum Los Angeles. Otworzyłam drzwi i od razu uderzył we mnie zapach kawy i świeżych wypieków. Na samą myśl o tym mnie mdliło.
-Patrzcie kto przyszedł.- Powiedziała stojąca przy kasie blondyna o imieniu Elizabeth.- Twoja zmiana zaczyna się za 9 minut. Idź się przebrać. Nawet patrzeć nie mogę na te ciuchy.- Z obrzydzeniem spojrzała na moje camuflujące spodnie, czarną, męską koszulkę sprzed x lat, brązowe, poniszczone traperskie buty i ciemno zielony polar po starszym bracie. Bez słowa poszłam na zaplecze. Ubrałam czarną spódniczkę przed kolana i niebieską koszulkę z krótkim rękawem. Nienawidzę krótkich rękawów, więc na moją prośbę szef do tego stroju dołożył czarną marynarkę. Strój według mnie okropny ale muszę jakoś zarabiać na życie. Wyszłam z zaplecza i zmieniłam Kate. Chwyciłam za notes i podeszłam do stolika przy, którym właśnie usiadła jakaś para. Ludzie w centrum są tacy puści. Mają wszystko, a część z nich jeszcze marudzi.
-Co podać?- Otworzyłam notes i wyjęłam z kieszeni marynarki ołówek wielkości małego palca.
-Dwie kawy. Jedną słabą.
-Coś jeszcze?
-To wszystko.- Podeszłam do Matta i przekazałam mu zamówienie. Oparłam się o ścianę i obserwowałam pomieszczenie. O tej godzinie prawie nie ma ruchu. Ludzie są w pracy, a ci co nie pracują bo mają wystarczająco kasy to leczą kaca. Wzięłam tace z zamówieniem słodkiej parki i ruszyłam w ich stronę. Para akurat wybuchła głośnym śmiechem, gdy postawiłam przed nimi filiżanki z kawą.
-Proszę bardzo.
-Dziękujemy.- Wykrztusił chłopak kiedy dziewczyna zupełnie nie potrafiła przestać się śmiać. Usiadłam za ladą i czekałam na to aż ktokolwiek wejdzie żebym mogła się czymś zająć. Nie mogę już wytrzymać. Głosy w mojej głowie znowu się odzywają. "Nie wolno ci jeść... Grube świnie nie jedzą... I tak Cię nikt nie ze chce... Co się gapisz na tą parę... Nigdy nie będziesz jak ona... Nigdy nie będziesz ładna... Nigdy nikt Cię nie pokocha..."
-Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Spokojnie. Wycisz myśli.- Powtarzałam sobie pod nosem.
-Ej wszystko okey?- Szybko odsunęłam się gdy poczułam dłoń na ramieniu. Kate szybko ją zabrała widząc moją reakcję.- Dobrze się czujesz?
-Tak. Wszystko jest w porządku.- Posłałam jej uśmiech. Kolejne małe kłamstwo. Nikt nie zauważy. Jestem dobrą aktorką. Całe życie sobie radzę. Jestem w tym dobra. Ludzie nie chcę widzieć prawdy. Powiesz im, że jest okey, a oni uwierzą. Są ślepi.
Wytrzymałam 6 godzin w kawiarni. Dziś wyjątkowo nic się nie działo. Cały dzień zmagałam się z głosami w mojej głowie. Jest coraz gorzej. Coraz gorzej wychodzi mi zagłuszanie ich. Kiedyś wystarczyło zająć myśli czymkolwiek. Teraz nie jest tak łatwo. Znowu dwie godziny jazdy niewygodnym autobusem. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w stronę małej kamieniczki. Przed budynkiem stał trzepak, na którym bawiły się dzieciaki.
-Oliwia!- Podbiegł do mnie zapłakany chłopiec. Miał 6 lat.
-Ej Tony co jest?- Kucnęłam obok niego i złapałam za ramionka. Dzieci z tych ulic nigdy nie płakały. Nigdy nie okazywały słabości.
-Zabrali ich.- Powiedział chłopiec po woli uspokajając się.
-Kogo zabrali? Kto zabrał?
-Moich rodziców. Przyjechała policja i zabrali ich. Komornik zajął mieszkanie. Udało mi się uciec.- Jak tylko to usłyszałam to przytuliłam chłopca jak najmocniej do siebie, a on znowu się rozpłakał. Znowu to samo.
-Jebane gliny.- Zaklnęłam pod nosem.- Zatrzymasz się u mnie.- Powiedziałam do chłopca.- Damy radę. Musimy dać.- Muszę mu pomóc. Nie mogę go tak zostawić. Nie przeżyje nawet jednej nocy. Prędzej zabije go jakiś psychol z nożem. Złapałam go za rękę i zaprowadziłam do środka kamieniczki. Weszliśmy na najwyższe piętro i zapukałam do drzwi Violet. Koobieta otworzyła niemal od razu.
-Co z nim?- Zapytała wskazując na Tony'ego.
-Policja zabrała jego rodziców. Zabiorę go do siebie.
-Wejdźcie. Zaraz znajdę jakąś herbatę.- Otworzyła szerzej drzwi. Zaprowadziłam małego do łazienki, gdzie umył brudną od sadzy twarz i ręce brudne od błota. Usiedliśmy przy małym, chybotliwym stole w pomieszczeniu pełniącym rolę kuchni, salonu, korytarza i sypialni. Wypiłam pół herbaty bez cukru i zajęłam się sprzątaniem. Violet była stara i ślepa na jedno z zezowatych oczu więc nie dawała sama rady. Pomagam każdemu z tej dzielnicy. Nie dostaję nic w zamian i niczego nie oczekuję. Ogarnęłam bieżące rzeczy typu tytoń na całej podłodze po nieudanych próbach trafienia do popielniczki czy wywietrzenia mieszkanka z zapachu fajek, za którym nie przepadam. Pod wieczór wzięłam śpiącego na kanapie Tony'ego na ręce i ruszyłam przed siebie w mrok ulic.
Dotarłam pod moją kamienicę. Weszłam na pierwsze piętro i otworzyłam odpadające z zawiasów drzwi. Położyłam Tony'ego na jednej z dwóch starych wersalek i usiadłam obok Mike'a
-Co mu się stało?- Spytał mój brat patrząc na dzieciaka.
-Policja zabrała mu rodziców. Musimy się nim zająć.
-Wiesz ile to wydatków? Mieszkając tu sami ledwo łączymy koniec z końcem.- W blasku świecy widziałam lekkie niezadowolenie na jego twarzy.
-Wezmę podwójną zmianę. Mike musimy go przygarnąć. Chcesz żeby skończył jak my?
-Ehh. Ale ty bierzesz za niego odpowiedzialność.- Powiedział i położył się na drugiej wersalce. Zdjęłam buty i spodnie siadając ze świecą obok małego. Wzięłam swoją najlepszą przyjaciółkę do ręki. Jedno dziennie dopóki się nie wybiję. Takie moje postanowienie. Przyłożyłam zimny metal do ręki i przejechałam po skórze starając się żeby Mike nic nie zauważył. Zgasiłam świeczkę i położyłam się pod starym, porwanym kocem. Przysunęłam się do Tony'ego żeby go ogrzać. W nocy jest tu bardzo zimno...
----------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy prolog. Jak widziecie nie jest to zbyt normalne opowiadanie. Tak właściwie to nie zdziwię się jak nie będzie żadnych komów zważywszy na poziom hard w psychozie tego opowiadania.
Papatki
Przyjeb:*
-Dzień dobry panienko.- Powiedziała do mnie odrobine starsza kobieta z zezem.- Życzę Ci miłego dnia.
-Nawzajem Pani Violet. Po racy przyjdę do pani pomóc w domu jak zawsze.- Skinęłam głową.
-Dziękuję. Wiesz ile twoja pomoc dla mnie znaczy.
-Tak oczywiście.
-No cóż. Jeszcze raz miłego dnia. Do zobaczenia Oliwio.
-Do zobaczenia.- Włożyłam ponownie słuchawki i wsiadłam w autobus mający dowieść mnie do centrum LA. Dwie godziny na niewygodnym siedzeniu z młodą narkomanką opiekującą się półrocznym dzieckiem na głodzie obok nie były zbyt miłe ale przyzwyczaiłam się do takich rzeczy. Wysiadłam z autobusu i skierowałam się do kawiarni w samym centrum Los Angeles. Otworzyłam drzwi i od razu uderzył we mnie zapach kawy i świeżych wypieków. Na samą myśl o tym mnie mdliło.
-Patrzcie kto przyszedł.- Powiedziała stojąca przy kasie blondyna o imieniu Elizabeth.- Twoja zmiana zaczyna się za 9 minut. Idź się przebrać. Nawet patrzeć nie mogę na te ciuchy.- Z obrzydzeniem spojrzała na moje camuflujące spodnie, czarną, męską koszulkę sprzed x lat, brązowe, poniszczone traperskie buty i ciemno zielony polar po starszym bracie. Bez słowa poszłam na zaplecze. Ubrałam czarną spódniczkę przed kolana i niebieską koszulkę z krótkim rękawem. Nienawidzę krótkich rękawów, więc na moją prośbę szef do tego stroju dołożył czarną marynarkę. Strój według mnie okropny ale muszę jakoś zarabiać na życie. Wyszłam z zaplecza i zmieniłam Kate. Chwyciłam za notes i podeszłam do stolika przy, którym właśnie usiadła jakaś para. Ludzie w centrum są tacy puści. Mają wszystko, a część z nich jeszcze marudzi.
-Co podać?- Otworzyłam notes i wyjęłam z kieszeni marynarki ołówek wielkości małego palca.
-Dwie kawy. Jedną słabą.
-Coś jeszcze?
-To wszystko.- Podeszłam do Matta i przekazałam mu zamówienie. Oparłam się o ścianę i obserwowałam pomieszczenie. O tej godzinie prawie nie ma ruchu. Ludzie są w pracy, a ci co nie pracują bo mają wystarczająco kasy to leczą kaca. Wzięłam tace z zamówieniem słodkiej parki i ruszyłam w ich stronę. Para akurat wybuchła głośnym śmiechem, gdy postawiłam przed nimi filiżanki z kawą.
-Proszę bardzo.
-Dziękujemy.- Wykrztusił chłopak kiedy dziewczyna zupełnie nie potrafiła przestać się śmiać. Usiadłam za ladą i czekałam na to aż ktokolwiek wejdzie żebym mogła się czymś zająć. Nie mogę już wytrzymać. Głosy w mojej głowie znowu się odzywają. "Nie wolno ci jeść... Grube świnie nie jedzą... I tak Cię nikt nie ze chce... Co się gapisz na tą parę... Nigdy nie będziesz jak ona... Nigdy nie będziesz ładna... Nigdy nikt Cię nie pokocha..."
-Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Spokojnie. Wycisz myśli.- Powtarzałam sobie pod nosem.
-Ej wszystko okey?- Szybko odsunęłam się gdy poczułam dłoń na ramieniu. Kate szybko ją zabrała widząc moją reakcję.- Dobrze się czujesz?
-Tak. Wszystko jest w porządku.- Posłałam jej uśmiech. Kolejne małe kłamstwo. Nikt nie zauważy. Jestem dobrą aktorką. Całe życie sobie radzę. Jestem w tym dobra. Ludzie nie chcę widzieć prawdy. Powiesz im, że jest okey, a oni uwierzą. Są ślepi.
Wytrzymałam 6 godzin w kawiarni. Dziś wyjątkowo nic się nie działo. Cały dzień zmagałam się z głosami w mojej głowie. Jest coraz gorzej. Coraz gorzej wychodzi mi zagłuszanie ich. Kiedyś wystarczyło zająć myśli czymkolwiek. Teraz nie jest tak łatwo. Znowu dwie godziny jazdy niewygodnym autobusem. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w stronę małej kamieniczki. Przed budynkiem stał trzepak, na którym bawiły się dzieciaki.
-Oliwia!- Podbiegł do mnie zapłakany chłopiec. Miał 6 lat.
-Ej Tony co jest?- Kucnęłam obok niego i złapałam za ramionka. Dzieci z tych ulic nigdy nie płakały. Nigdy nie okazywały słabości.
-Zabrali ich.- Powiedział chłopiec po woli uspokajając się.
-Kogo zabrali? Kto zabrał?
-Moich rodziców. Przyjechała policja i zabrali ich. Komornik zajął mieszkanie. Udało mi się uciec.- Jak tylko to usłyszałam to przytuliłam chłopca jak najmocniej do siebie, a on znowu się rozpłakał. Znowu to samo.
-Jebane gliny.- Zaklnęłam pod nosem.- Zatrzymasz się u mnie.- Powiedziałam do chłopca.- Damy radę. Musimy dać.- Muszę mu pomóc. Nie mogę go tak zostawić. Nie przeżyje nawet jednej nocy. Prędzej zabije go jakiś psychol z nożem. Złapałam go za rękę i zaprowadziłam do środka kamieniczki. Weszliśmy na najwyższe piętro i zapukałam do drzwi Violet. Koobieta otworzyła niemal od razu.
-Co z nim?- Zapytała wskazując na Tony'ego.
-Policja zabrała jego rodziców. Zabiorę go do siebie.
-Wejdźcie. Zaraz znajdę jakąś herbatę.- Otworzyła szerzej drzwi. Zaprowadziłam małego do łazienki, gdzie umył brudną od sadzy twarz i ręce brudne od błota. Usiedliśmy przy małym, chybotliwym stole w pomieszczeniu pełniącym rolę kuchni, salonu, korytarza i sypialni. Wypiłam pół herbaty bez cukru i zajęłam się sprzątaniem. Violet była stara i ślepa na jedno z zezowatych oczu więc nie dawała sama rady. Pomagam każdemu z tej dzielnicy. Nie dostaję nic w zamian i niczego nie oczekuję. Ogarnęłam bieżące rzeczy typu tytoń na całej podłodze po nieudanych próbach trafienia do popielniczki czy wywietrzenia mieszkanka z zapachu fajek, za którym nie przepadam. Pod wieczór wzięłam śpiącego na kanapie Tony'ego na ręce i ruszyłam przed siebie w mrok ulic.
Dotarłam pod moją kamienicę. Weszłam na pierwsze piętro i otworzyłam odpadające z zawiasów drzwi. Położyłam Tony'ego na jednej z dwóch starych wersalek i usiadłam obok Mike'a
-Co mu się stało?- Spytał mój brat patrząc na dzieciaka.
-Policja zabrała mu rodziców. Musimy się nim zająć.
-Wiesz ile to wydatków? Mieszkając tu sami ledwo łączymy koniec z końcem.- W blasku świecy widziałam lekkie niezadowolenie na jego twarzy.
-Wezmę podwójną zmianę. Mike musimy go przygarnąć. Chcesz żeby skończył jak my?
-Ehh. Ale ty bierzesz za niego odpowiedzialność.- Powiedział i położył się na drugiej wersalce. Zdjęłam buty i spodnie siadając ze świecą obok małego. Wzięłam swoją najlepszą przyjaciółkę do ręki. Jedno dziennie dopóki się nie wybiję. Takie moje postanowienie. Przyłożyłam zimny metal do ręki i przejechałam po skórze starając się żeby Mike nic nie zauważył. Zgasiłam świeczkę i położyłam się pod starym, porwanym kocem. Przysunęłam się do Tony'ego żeby go ogrzać. W nocy jest tu bardzo zimno...
----------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy prolog. Jak widziecie nie jest to zbyt normalne opowiadanie. Tak właściwie to nie zdziwię się jak nie będzie żadnych komów zważywszy na poziom hard w psychozie tego opowiadania.
Papatki
Przyjeb:*
Powitanie.
Hejka wam. Jak wiecie większość moich opowiadań to były typowy love story i tym podobne. To opowiadanie będzie troszeczkę inne. Będzie psychiczne i nie do końca miłe. Tak więc jestem ciekawa ile czytelników tu będzie. Zapewne nie dużo. Opowiadanie będzie o pewnej tumblrowiczce. Sama prowadzę tumblra i zapraszam wszystkich na niego [LINK]. Nie jest on zbyt wesoły ale co poradzić. W każdym razie to opowiadanie będzie zupełnie inne i mam nadzieję, że nie zepsuje wam psychiki. Nie długo pojawi się prolog.
Subskrybuj:
Posty (Atom)